Evaldas NEKRAŠAS, Refleksje nad litewską polityką zagraniczną

Celem niniejszego artykułu jest analiza podstawowych założeń polityki zagranicznej Litwy, umożliwiająca krytyczną ocenę jej osiągnięć i braków. Punktem wyjścia analizy jest przygotowana w 1994 r. Koncepcja polityki zagranicznej Litwy, w której sformułowano cele strategiczne polityki zagranicznej będące podstawą tej polityki do roku 2004, gdy Litwa stała się członkiem Unii Europejskiej oraz NATO. Chociaż w 2004 r. zaczęto realizować tzw. „nową politykę zagraniczną Litwy” (jej założenia zostały zrewidowane dopiero w 2009 r.), strategiczne cele polityki zagranicznej zakreślone w 1994 r., zdaniem autora, nie zostały osiągnięte całkowicie. Do dnia dzisiejszego Litwa nie jest pełnowartościowym członkiem UE oraz NATO, a stosunki z tak ważnym sąsiadem jak Rosja nie są dobre. (Jak wiadomo, stosunki z Polską też nie są najlepsze).

Artykuł próbuje wyjaśnić, czy winę za te napięcia ponosi jedynie strona rosyjska, czy również litewska. Relacje z Rosją rozpatrywane są w nim w kontekście stosunków Litwy z USA i UE. Kluczowa idea „nowej polityki zagranicznej Litwy” – koncepcja Litwy jako centrum czy lidera regionalnego – jest oceniana w nim krytycznie, ponieważ po pierwsze, jest ona nierealistyczna, po drugie, sprzeczna z narodowymi interesami Litwy i, po trzecie, komplikuje relacje Litwy zarówno z innymi państwami UE, jak i z Rosją. Artykuł kończy się wnioskiem, iż podstawą polityki zagranicznej Litwy powinna być polityka zachodnia, a nie wschodnia. Autor omawia też zmiany, które zaszły w litewskiej polityce zagranicznej w latach 2009-2010.

 

* * *

W niniejszych rozważaniach zwracam większą uwagę na problemy i kłopoty litewskiej polityki zagranicznej w ostatnich latach, rozpocząć chciałbym jednak od osiągnięć. W 1994 r. w litewskim MSZ został przygotowany blisko dwudziestostronicowy tekst, zatytułowany Koncepcja polityki zagranicznej Litwy. Za głównymi stwierdzeniami tej koncepcji opowiedział się również rząd. Mimo iż przez wiele lat polityka zagraniczna Litwy prowadzona była według założeń Koncepcji, tekst ten nigdy nie uzyskał statusu oficjalnego dokumentu. Jednak właśnie w nim wskazane były priorytety litewskiej polityki zagranicznej. Chociaż Koncepcja polityki zagranicznej Litwy nigdy nie została ogłoszona, to jednak zasadnicze cele litewskiej polityki zagranicznej były wielokrotnie przywoływane przez różnych polityków i analityków. Były to: 1) członkostwo w NATO; 2) członkostwo w UE; 3) dobre stosunki z sąsiadami.

Na pierwszy rzut oka zdaje się, że określone w 1994 r. zadania już dawno zostały z powodzeniem zrealizowane – w 2004 r. Litwa stała się członkiem zarówno NATO, jak i UE. Przystąpienie do obu organizacji należy uznać za wielki sukces litewskiej polityki zagranicznej. W to, że wcześniej lub później Litwa wstąpi do UE, w połowie ostatniego dziesięciolecia ubiegłego wieku, a zwłaszcza pod jego koniec, wątpiło niewielu, mimo iż Komisja Europejska na początku nie wykazywała dużego entuzjazmu. Jednak przystąpienie kraju do Paktu Północnoatlantyckiego nie wydawało się natowskim przywódcom politycznym, a zwłaszcza wojskowym, w latach 90. XX w. czymś realnym.

Rosja bowiem, jak uważano, miała się nigdy na to nie zgodzić; przeszkodą nie do pokonania na drodze do NATO wydawały się również: niedojrzałość litewskiej demokracji, słabo rozwinięta gospodarka, a przede wszystkim zły stan sił zbrojnych na Litwie.

Było to jedną z przyczyn, choć wcale nie jedyną, tego, iż po określeniu kilku zasadniczych celów polityki zagranicznej Litwy przez kilka lat faktycznie głównym priorytetem był pierwszy z nich. Tok rozumowania był następujący: dwa pozostałe cele, oczywiście, osiągniemy, dlatego siły należy skupić na tym, co jest najtrudniejsze do zrealizowania.

Pragmatyczni Estończycy myśleli inaczej: siły należy skupić na tym, co rzeczywiście można osiągnąć. Chociaż cele swojej polityki zagranicznej określali podobnie jak Litwini, to jednak głównym priorytetem dla nich było członkostwo w UE. Do kwestii pragmatyczności polityki zagranicznej jeszcze powrócimy, a teraz zwrócimy tylko uwagę na fakt, iż oceniając bardzo krytycznie prowadzoną w trudnych warunkach politykę ekonomiczną czy socjalną poprzednich rządów, musimy pamiętać, że brak radykalnych reform w dziedzinie gospodarki i inwestycji w przyszłość wiązał się przynajmniej po części z dość długo obowiązującym mniemaniem, że członkostwo Litwy w UE nie jest poważnym i realnym wyzwaniem dla kraju. Zarazem przypomnimy oczywistą prawdę, prawie całkowicie ignorowaną na Litwie, że dobry albo zły stan gospodarczy oraz socjalny państwa istotnie wpływa na efektywność polityki zagranicznej.

Przypisywanie członkostwu w NATO wyjątkowego znaczenia, przynajmniej do roku 1998, wiązało się również z opinią, że z dwóch zasadniczych interesów narodowych: bezpieczeństwa i dobrobytu – których urzeczywistnieniu, prawdę mówiąc, służy polityka zagraniczna każdego albo przynajmniej demokratycznego państwa – w roku przywrócenia państwowości (1990) ważniejsze było dla Litwy bezpieczeństwo.

Po części jest to zrozumiałe – kraj, odrodziwszy swoją państwowość, zetknął się z egzystencjalnymi zagrożeniami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Groziło mu poważne niebezpieczeństwo zniknięcia ponownie z mapy politycznej świata.

W swojej wielowiekowej historii Litwa dotąd dwukrotnie utraciła niepodległość – w 1795 i 1940 r. Jest wielce prawdopodobne, że gdyby pucz w Moskwie w 1991 r. zakończył się sukcesem, Litwa niepodległość utraciłaby po raz trzeci. (Oczywiście można to wyrazić dokładniej: po zadeklarowaniu niepodległości Litwa nie osiągnęłaby jej realnie). Do czasu wyprowadzenia wojsk rosyjskich (1993) stawianie bezpieczeństwa jako interesu narodowego ponad dobrobyt było zupełnie naturalne. Inne kwestie to – czy bezpieczeństwo należy również obecnie uważać za główny priorytet, na jakim bezpieczeństwie powinno nam najbardziej zależeć i za pomocą jakich środków należy je osiągać.

Moja odpowiedź na pierwsze z powyższych pytań brzmiałaby następująco: po zniknięciu bezpośredniego egzystencjalnego zagrożenia dla niepodległości państwa litewskiego dobrobytowi kraju oraz jego obywateli należało zacząć przypisywać takie samo znaczenie jak bezpieczeństwu. Tego, uważam, twórcy naszej polityki zagranicznej nie pojęli w czas.

Mówiąc o znaczeniu, jakie Litwa przypisywała członkostwu w NATO oraz UE, należy stwierdzić, że działania zmierzające ku bardziej zrównoważonej ocenie obu tych organizacji zaczęły się wraz z podjęciem realnych negocjacji w sprawie wstąpienia Litwy do UE. Dążenie do dorównania innym państwom Europy Środkowej i Wschodniej motywowało również do poważniejszego traktowania przystąpienia do UE oraz docenienia wartości członkostwa w niej. Również UE stawała się coraz więcej znaczącym aktorem międzynarodowym. W końcu malał też strach przed bezpośrednim zagrożeniem ze Wschodu, przed którym Litwę miałoby chronić NATO.

Moim zdaniem obecnie, posiadając siedmioletnie doświadczenie członka NATO oraz UE, lepiej rozumiemy, iż nasza obecność w UE bardziej wpływa na życie państwa i poziom życia jego obywateli. Ze strony UE zyskaliśmy spore wsparcie, które pomogło nam zwłaszcza w trudnych latach 2008 -2010. Bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że wiązanie bezpieczeństwa z NATO, a z UE – jedynie gwarancji dobrobytu lub przynajmniej jego obietnic, jest całkiem nieuzasadnione. UE zapewnia tzw. miękkie lub, jak się czasem je określa, cywilne bezpieczeństwo, nie mniej ważne niż gwarantowane przez NATO bezpieczeństwo militarne, twarde. Owszem, dla Litwy jej członkostwo w NATO jest nadal bardzo istotne. Nawet jeśli ktoś żył złudzeniami, że w XXI w. Europie nie grożą poważne wojny, to musiał się ich wyzbyć po wojnie między Rosją i Gruzją.

A zatem, co możemy stwierdzić? Po pierwsze, rzecz bardzo prostą: polityka zagraniczna demokratycznej Litwy musi służyć zapewnieniu nie tylko bezpieczeństwa państwa, lecz także dobrobytu jego obywateli. Po drugie, w rozumieniu współczesnym, szerokim to UE, a nie tylko NATO jest ważnym czynnikiem gwarantującym bezpieczeństwo, zwłaszcza gospodarcze. Należy również dodać, o czym tu jeszcze nie wspomnieliśmy: dla zapewnienia zarówno bezpieczeństwa, jak i dobrobytu niezbędna jest mądra polityka wewnętrzna i zagraniczna – poleganie jedynie na gwarancjach międzynarodowych jest wielce nierozsądne. Członkostwo w UE nie ochroniło nas przed kryzysem ani nie zagwarantowało rzeczywistego bezpieczeństwa energetycznego.

Członkostwo w NATO nie zapewnia nam również bezpieczeństwa gospodarczego, socjalnego czy kulturalnego.

Stwierdziwszy, że uczestnictwo Litwy w organizacjach europejskich oraz transatlantyckich jest czynnikiem ważnym i niezbędnym, ale niewystarczającym do zapewnienia interesów narodowych, musimy zapytać wprost, czy obrona tych interesów była zasadniczym celem polityki zagranicznej Litwy w ostatnich latach i czy jest ona w stanie rzeczowo występować w ich obronie. Na początku musimy zauważyć, że po wstąpieniu w 2004 r. do NATO i UE Litwa stała się ich członkiem pełnoprawnym, choć do dnia dzisiejszego nie jest członkiem pełnowartościowym. Wojsko litewskie jest niedofinansowane. Nie posiadamy nie tylko myśliwców wojskowych, których braku co prawda nie odczuwają ani natowscy, ani litewscy wojskowi planiści, ale nie mamy też helikopterów bojowych, bez których wojsko swego głównego zadania, polegającego na obronie (lub przynajmniej uczestnictwie w obronie) swojego kraju, w zasadzie nie może spełnić, choćby nie wiem jak było dumne z pochwał zbieranych w Afganistanie czy gdzie indziej. Jednocześnie gdy spojrzymy w stronę UE, będziemy musieli przyznać, że bez wprowadzenia euro – co jest dużym i przykrym błędem litewskiej polityki, po części również zagranicznej – nie jesteśmy dostatecznie zintegrowani z Unią, a zatem nasze bezpieczeństwo ekonomiczne jest słabsze (rozumiem, że dzisiaj to zdanie brzmi raczej wyzywająco). Należy też dodać, że pogłębianie integracji z UE i NATO ciągle pozostaje ważnym celem polityki zagranicznej Litwy, o czym politycy przez lata mówili półgębkiem. Mimo wszystko musimy jednak przyznać, iż dwa spośród trzech wspomnianych celów polityki zagranicznej Litwy, choć z poważnymi zastrzeżeniami, zostały osiągnięte. Czy udało się jednak osiągnąć trzeci – czy utrzymujemy dobre stosunki z sąsiadami?

Zacznijmy od uwagi, że mamy czterech, w wąskim znaczeniu tego słowa, sąsiadów (tzn. państwa, z którymi posiadamy wspólną granicę): Łotwę, Polskę, Rosję i Białoruś. Jakie są nasze stosunki z Łotwą? Zdaje się, że są dość dobre. Współpraca trzech państw bałtyckich jest dobrze zinstytucjonalizowana, odbywają się regularne spotkania ich przywódców, owocujące licznymi słusznymi deklaracjami. Poważne problemy pojawiają się, gdy słowa przychodzi zamienić w czyny. Ciągnąca się od lat kwestia delimitacji stref ekonomicznych Litwy i Łotwy na Morzu Bałtyckim nie jest do końca rozwiązana. Z kryzysu finansowego i gospodarczego oba kraje starają się wydostać oddzielnie. Niektóre posunięcia polityki zagranicznej zasadniczo nie są uzgadniane. Rada Bałtycka i Bałtycka Rada Ministrów mają charakter raczej dekoracyjny, nie przypominają dobrze działających instytucji. Jedność państw bałtyckich, zademonstrowana w momencie utworzenia Bałtyckiego Szlaku, w zasadzie pozostaje miłym wspomnieniem. Zgoda, wizje powstałe na początku lat 90., by utworzyć na wzór Beneluksu „Eslalię” (związek Estonii, Łotwy i Litwy), były raczej utopią, zaś integracja tych trzech państw z UE i NATO zdezaktualizowała niektóre spośród trójstronnych projektów. Dzisiejsze perspektywy urzeczywistnienia projektów obejmujących państwa Morza Bałtyckiego (również Polskę), jak np. nowa elektrownia atomowa w Ignalinie, wydają się niezbyt jasne.

Od czasu przywrócenia państwowości stosunki litewsko -łotewskie zasadniczo się nie polepszyły, inaczej niż w przypadku stosunków litewsko -polskich. W końcu 1991 r. zostały one określone przez Lecha Wałęsę jako „bliskie krytycznym”, później jednak zaczęto nazywać je „partnerstwem strategicznym”, choć od 2009 r. niektórzy wpływowi polscy politycy zaczynają odżegnywać się od partnerstwa o szczególnym statusie, motywując to choćby „małością” Litwy, przez co nie jest ona szczególnie ważna dla Polski z punktu widzenia politycznego i ekonomicznego. Trudno się z tym nie zgodzić. Jednak oba kraje miały i chyba nadal mają podobne cele strategiczne, większość inicjatyw politycznych w Europie Środkowej i Wschodniej była naszymi wspólnymi propozycjami, nasze stanowiska wobec krajów trzecich zazwyczaj były zbieżne. Staliśmy się partnerami dawno temu, od czasu unii w Krewie. W 1569 r. stworzyliśmy Rzeczpospolitą Obojga Narodów i nie zważając na spory i konflikty XX w. w kwestii Wilna, pozostaliśmy bliskimi sobie narodami połączonymi wspólną historią, a także, choć w mniejszym stopniu, kulturą. Dlatego nasze partnerstwo jest raczej naturalne. Tak, Litwa jest dość mała, lecz Polska poza Litwą nie ma tak znowu wiele dobrowolnie wspierających ją na arenie międzynarodowej sąsiadów. Czech, Słowacji, Ukrainy, Niemiec, a zwłaszcza Rosji nie łączy z Polską tak blisko wspólna historia jak z Litwą, kraje te bardziej podejrzliwie patrzą na politykę zagraniczną Polski, a zwłaszcza na jej ambicje regionalne i europejskie.

Rosja jest tym sąsiadem Litwy, z którym relacje są bez wątpienia najbardziej problematyczne. Stosunki z lat 2000 -2009 należałoby chyba określić jako zwyczajnie złe. Relacje litewsko -rosyjskie w latach 90. XX w. były z pewnością znacznie lepsze niż w latach 2000 -2009. Rozwiązywano drażliwe kwestie, przywódcy, choć nie za często, spotykali się, a Rosja, oceniając swoje relacje z krajami bałtyckimi, często podkreślała, iż z Litwą są one lepsze niż z Łotwą lub Estonią. Nie dało się bowiem oskarżać Litwy o naruszanie praw Rosjan i tzw. ludności rosyjskojęzycznej po tym, gdy Litwa przyjęła swoją ustawę o obywatelstwie, później wielokrotnie zmienianą, i gdy już w  1989 r. zaproponowała swoje obywatelstwo wszystkim stałym mieszkańcom kraju.

Był to główny zarzut Rosji – uzasadniony lub nie – wobec dwóch pozostałych krajów bałtyckich. Niektóre spośród rzeczywistych lub rzekomych problemów mniejszości polskiej dość długo komplikowały i nadal komplikują relacje między Polską i Litwą, jednak sytuacja mniejszości rosyjskiej nigdy nie była poważniejszą kwestią w stosunkach litewsko -rosyjskich.

Dlaczego więc na początku XXI w. wielu obywateli Federacji Rosyjskiej w sondażach opinii publicznej Litwę wymieniało jako jedno z najbardziej wrogo nastawionych państw? Oficjalna odpowiedź Litwy na to pytanie była prosta: Rosja jest sama sobie winna – prowadziła wrogą politykę wobec Litwy, a jej władze i kontrolowane przez nią media kreowały negatywny wizerunek Litwy. To właśnie zdecydowało o negatywnym stosunku obywateli Rosji do Litwy.

W powyższej odpowiedzi zawiera się część prawdy – przejęty z okresu ZSRS obraz oblężonej przez wrogów twierdzy do dzisiaj jest wykorzystywany do celów polityki wewnętrznej i zagranicznej Rosji. Był z powodzeniem wykorzystywany do konsolidacji reżimu Władimira Putina oraz – jak każdy obraz wroga – w celu budowania tożsamości samej Rosji. Rosja, której były prezydent Putin uważa upadek ZSRS za największą katastrofę geopolityczną XX w., dąży do przywrócenia albo nawet rozszerzenia strefy wpływów ZSRS, obecnie jako strefy wpływów rosyjskich, oraz prowadzi tradycyjnie agresywną politykę. Zadajmy jednak sobie pytanie – czy winy za zły stan stosunków z Rosją po części nie ponosi sama Litwa – jej politycy, media, które przedstawiały Rosję w tak samo złym świetle, jak w Rosji prezentowano Litwę, a może i samo społeczeństwo litewskie?

Opinie na temat Rosji w historii Litwy nigdy nie były specjalnie pozytywne. Od XVI w. była ona najbardziej niebezpiecznym sąsiadem, z którym niejednokrotnie prowadzono wojny, nie zawsze zakończone zwycięsko. Zagrożenie stwarzane przez Rosję było jedną z przyczyn zawarcia unii z Polską. W końcu XVIII w. stało się jasne, że niebezpieczeństwo jest niewątpliwe – po trzecim rozbiorze Litwa przestała egzystować jako państwo. Po przywróceniu niepodległości w 1918 r. Litwa ponownie musiała walczyć z Rosjanami – tym razem z bolszewikami, a w 1940 r. ponownie była okupowana i anektowana. Długie lata wojen, niewoli, ucisku narodowego i rusyfikacji formowały wizerunek Rosji jako odwiecznego i szczególnie niebezpiecznego wroga Litwy.

W 1990 r., w roku przywrócenia państwowości Litwy, negatywne nastawienie Litwinów do Rosji na jakiś czas uległo pewnej zmianie – Rosję Borysa Jelcyna zaczęto przeciwstawiać ZSRS Michaiła Gorbaczowa. Z Jelcynem, który uznał niepodległość Litwy jeszcze przed moskiewskim puczem w sierpniu 1991 r., zaczęto wiązać, choć ostrożne, nadzieje na nowy etap w historii obu narodów. Niektórzy przypomnieli nawet słowa Winstona Churchilla o tym, że państwa wiecznych wrogów nie mają. Zdawało się, że Rosja kroczy, choć z większym oporem niż Litwa, drogą rozprzestrzeniającej się demokracji, a relacje litewsko-rosyjskie mogą się stać bardziej przyjazne niż w okresie wcześniejszym.

Nadziejom tym, niestety, nie było sądzone na razie się spełnić. Standardowa (na Litwie) odpowiedź jest znana – Rosja Putina weszła nie na drogę demokracji, ale autorytaryzmu oraz umocniwszy się dzięki okresowemu wzrostowi światowych cen ropy i gazu, ponownie zaczęła prowadzić tradycyjną imperialistyczną politykę zewnętrzną.

Wojna między Rosją i Gruzją jest ostatnim i najbardziej wymownym przykładem takiej właśnie polityki. Stąd wśród elit politycznych Litwy ugruntowało się przekonanie, że z całych sił musimy się przeciwstawiać agresywnej polityce Rosji oraz chronić i rozpowszechniać drogie nam wartości demokratyczne, których oficjalna Rosja nie ceni.

To właśnie robiliśmy. Litwa jako jedyna spośród krajów członkowskich UE przeciwstawiała się decyzji Unii o podjęciu negocjacji z Rosją po wojnie rosyjsko-gruzińskiej. Litewskiej pozycji nie poparł żaden z krajów zrzeszonych w UE, również Polska uwikłana w owym czasie w napięte relacje z Rosją. Po zakończonym w kwietniu 2009 r. spotkaniu szefów państw z okazji 60. rocznicy powstania NATO, pierwsze słowa, jakie usłyszeli widzowie telewizji litewskiej z ust ówczesnego prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa, brzmiały: Jakiekolwiek ulgi są niemożliwe. Wobec kogo? To jasne, wobec Rosji.

Stosunkowo długo w UE oraz poza nią politykę zagraniczną Litwy złośliwie nazywano „polityką jednej kwestii”. Tą kwestią była oczywiście kwestia rosyjska. Zajmując w tej sprawie pozycję najmniej ugodową, Litwa faktycznie izolowała się od innych państw Europy. Zdecydowana bronić Europę przed Rosją, Litwa, niestety, zaczęła tracić poparcie samej Unii Europejskiej. Znalazła się na pozycji nie do pozazdroszczenia, „osamotnionego żołnierza na polu bitwy”.

Kto wlewał poczucie siły w tego żołnierza? Jasne, że nie była to jego własna moc ani zjednoczone wsparcie UE. Nie, wyobrażał on sobie, że jego czyny, choćby nawet zupełnie symboliczne, mogą zawsze liczyć na poparcie jedynego supermocarstwa – Stanów Zjednoczonych. Trwając w tym przekonaniu, nie zwracał nawet uwagi na to, iż retoryka USA w stosunku do Rosji najczęściej miała charakter bardziej umiarkowany.

USA zawsze odgrywało bardzo istotną rolę w polityce zagranicznej Litwy. Jeszcze do 2004 r., zanim Litwa stała się członkiem NATO i UE, większość liderów w państwie tak oto wyobrażała sobie nasze położenie geopolityczne, zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa: Litwa znajduje się między Rosją i Stanami Zjednoczonymi. Stany Zjednoczone są naszym najwierniejszym przyjacielem i obrońcą, Rosja zaś – wrogiem i ciemiężcą. W tym jakże elementarnym geopolitycznym schemacie, pod niektórymi względami bardzo przypominającym słynny schemat „świat według Reagana”, trudno jest dojrzeć Unię Europejską i jej większe państwa członkowskie – są bowiem tak małe i nieznaczne. Inna zbieżność ze schematem Reagana polega na tym, że do pokolorowania go nie potrzeba było wielu barw: w zasadzie wystarczyła biel i czerń.

W naszej polityce zagranicznej wiele było stereotypów opartych na rozumowaniu „według Reagana”. Nie dziwi to specjalnie – przecież „świat według Busha (juniora)” nie różnił się tak bardzo od „świata według Reagana”. Wypowiedź George’a W. Busha po zamachu z 11 września: Kto nie jest z nami, ten przeciwko nam, rzeczywiście dobrze odzwierciedlała ducha Reaganowskiego poglądu na świat jako pole walki dobra ze złem.

Litwa uważała siebie za najwierniejszą sojuszniczkę USA. Jednak przez długich osiem lat – bo tyle trwały obie kadencje George’a W. Busha – polityka zagraniczna Litwy była prowadzona nie tyle z uwzględnieniem interesów narodowych USA, ile celów polityki zagranicznej Busha. Interesy narodowe i założenia oraz czyny prezydenta kraju niekoniecznie są zbieżne – wskazuje na to również negatywny dzisiaj stosunek Amerykanów do skutków polityki Busha. Uwzględnianie narodowych interesów USA będzie zawsze konieczne w polityce zagranicznej Litwy, choć oczywiście nie należy ich automatycznie utożsamiać z interesami Litwy. Jednak bezwarunkowe wsparcie dla jednostronnej, realizowanej niemal wyłącznie za pomocą narzędzi militarnych polityki zagranicznej Busha, która była mocno krytykowana zarówno w USA, jak i na całym świecie, nie było zbyt rozsądne.

Przykre jest również to, iż stosunki z Rosją układały się niezbyt pomyślnie po części dlatego, że patrzono na nie często przez pryzmat walki dobra ze złem. Rosja oczywiście nie jest ani najlepszym sąsiadem, ani najlepszym partnerem. Wspominaliśmy już o jej dążeniach do przywrócenia posiadanego niegdyś znaczenia i wpływów w świecie, a przynajmniej na tych terytoriach, które kontrolowała jako imperium rosyjskie czy ZSRS. Artykułowane przez obecnych przywódców rosyjskich interesy narodowe są trudne do pogodzenia z interesami narodowymi Litwy. Czy jednak najlepszym sposobem obrony litewskich interesów narodowych było jak najczęstsze wydawanie nieprzynoszących realnych korzyści oświadczeń o Rosji i jej godnych potępienia poczynaniach? Zyski byłyby chyba większe, gdyby zamiast ograniczać się do demonstrowania swojego poglądu, wraz z sojusznikami dążono do podjęcia wspólnych decyzji, wspólnych działań, które mogłyby wpłynąć realnie na pozycję Rosji, na której deklaracje litewskie nie robiły zasadniczo większego wrażenia. Słuchając głośnych oświadczeń litewskich, nieraz trudno było oprzeć się wrażeniu, że politykom na Litwie przez długi czas chodziło tylko o to, by zostali usłyszani i dostrzeżeni.

Odsuwając pragmatyczność i efektywność na bok, słyszalność i widzialność uważano niemal za największe cnoty polityki zagranicznej kraju. Z zasady nie zgadzam się z takim poglądem. O powodzeniu polityki zagranicznej przesądzają jej rezultaty zwiększające bezpieczeństwo i dobrobyt w kraju albo ich brak. Politykę można uważać za pomyślną również wtedy, gdy o państwie, a zwłaszcza o jego polityce, przez wiele lat nie donoszą najważniejsze światowe media. Z drugiej strony może ona być nieudana, gdy o oświadczeniach przywódców kraju w kwestiach międzynarodowych media informują niemal stale. „Cicha” dyplomacja może być bardzo skuteczna, natomiast głośna i hałaśliwa – nie. Prawdę mówiąc, tę drugą trudno nazwać dyplomacją. Oczywiście, w świecie, w którym spotkania przywódców na wysokim lub najwyższym szczeblu stają się prawie codziennością, tak zwana „publiczna” polityka odgrywa znacznie większą rolę niż sto czy nawet kilkadziesiąt lat temu. Najważniejsze porozumienia w sprawach zasadniczych osiągane są jednak zazwyczaj (gdy są osiągane w ogóle) nie w czasie ich trwania, ale wcześniej – zazwyczaj w zaciszu, podczas długich i nużących negocjacji oraz konsultacji.

Litewscy dyplomaci dowiedli swoich kwalifikacji podczas niejednych trudnych rokowań. Rosyjski tranzyt wojskowy do i z Kaliningradu odbywa się na takich zasadach, jakie zostały ustalone jeszcze w 1994 r., a same reguły takiego tranzytu były wcześniej ustanowione dla wojska rosyjskiego wyprowadzanego z terytorium Niemiec wschodnich. Rosji nie udało się skłonić Litwy do podpisania zobowiązującej ją politycznie umowy międzynarodowej o ścisłej współpracy czy nawet o przyznaniu szczególnych praw Rosji (zakładającej np. eksterytorialny korytarz transportowy). Było to dużym sukcesem dyplomacji litewskiej.

Problemem nie są kwalifikacje litewskich negocjatorów, ale założenia twórców polityki zagranicznej Litwy, którymi się kierowali do 2009 r. Nie chcieli oni przyznać, że byłoby nieodpowiednie, niemądre i nierozsądne, gdyby Litwa w pojedynkę groziła zawetowaniem decyzji podejmowanych na zasadzie konsensusu w UE, choćby i w sprawie Rosji, na które zgadzają się wszystkie inne państwa. Starania Litwy o poparcie dla swojego stanowiska w UE były niedostatecznie konsekwentne i intensywne. Nie mogąc przekonać innych państw UE (zaś przekonywać w sposób zdecydowany zaczynała czasem prawie w ostatniej chwili) o zasadności swojej pozycji, zaczynała oskarżać je o brak zdecydowania (w stosunku do Rosji oczywiście, wobec kogóż innego).

Litwa, zdaje się, nie tylko wspierała prawie wszystkie kroki w polityce zagranicznej George’a W. Busha, ale naśladowała też sam styl jego polityki – w Unii Europejskiej nieraz zachowywała się jednostronnie albo groziła takim zachowaniem. Takie postępowanie Litwy – uwzględniając również różnice siły i wpływów obu państw – było jeszcze bardziej nierozsądne niż w przypadku Stanów Zjednoczonych.

Rosja jest rzeczywiście trudnym sąsiadem. W ostatnich latach podjęła sporo działań w stosunku do Litwy, które zasadnie można ocenić jako nieprzyjacielskie. Najbardziej chyba znamienny przykład – wstrzymanie dostaw ropy rurociągiem „Przyjaźń”. Złoszcząc się na takie postępowanie Rosji, litewskie media oraz politycy rzadko się zastanawiali, czy Rosja jest zobowiązana do przesyłu nim ropy bez żadnych zastrzeżeń, bo Litwa tego sobie życzy, i czy Rosja złamała prawo międzynarodowe.

Rosja oczywiście często łamie swoje zobowiązania. Ponadto rzadko w ogóle je podejmuje. Dlatego właśnie jest trudnym sąsiadem. Mimo wszystko Rosja również obecnie dostarcza czy też dokładniej – sprzedaje Litwie ropę przez terminal w Butyndze.

Na Litwie nieraz bardzo negatywnie interpretowano również inne poczynania Rosji, niekorzystne z punktu widzenia Litwy, takie jak np. projekt gazociągu „Nord Stream”. Litwa nic na nim nie zyska – nie powiększy dochodów płynących z potencjalnego tranzytu gazu przez swoje terytorium ani nie umocni swojego bezpieczeństwa energetycznego. Jakie wnioski wyciągali z tego przez długi czas litewscy politycy i, co wydaje się dziwne, media litewskie, które założenia ich polityki zagranicznej raczej chwaliły, ganiąc przy tym często politykę wewnętrzną? Rosja nie chce ani tego, byśmy dostali więcej pieniędzy, ani powiększenia naszego bezpieczeństwa. A zatem Rosja zachowuje się jak zawsze – wrogo.

Czy jednak zachowanie Rosji, dyktowane jej interesami – nieposiadania żadnych pośredników tranzytowych i żadnych problemów powstałych na skutek ich działań (że są realne, wskazują przerwy w dostawach gazu przez Białoruś i Ukrainę), rzeczywiście jest wrogie? Czy zabiera nam to, co mamy? Czy jedynie nie daje nam tego, co byśmy chcieli? Rezygnując z pośredników, Rosja powiększa swoje – jako dostawcy gazu – bezpieczeństwo, zabezpieczając się przed zmniejszeniem dochodów za gaz, które są jej nie mniej potrzebne niż sam gaz państwom UE.

Przecież traktowaliśmy ten projekt niemalże jako największe zagrożenie dla Litwy. O niedojrzałości naszej polityki świadczyło to, że za bardzo baliśmy się Rosji. Projekt ten rzeczywiście jest niebezpieczny – jednak nie pod względem ekonomicznym, ale ekologicznym. Ekonomicznie jest on dla nas jedynie niekorzystny. Z drugiej strony nikt nas też nie zaprasza do uczestniczenia w nim. Nie spełniły się nasze pełnoprawne oczekiwania? A czy mieliśmy podstawy, by oczekiwać, że Rosja będzie zabiegać o polepszenie naszej sytuacji finansowej i energetycznej? Nie jest przecież ani naszym przyjacielem, ani sojusznikiem. Widocznie powinniśmy wyraźniej oddzielać działania rosyjskiej polityki zagranicznej rozbieżne z naszymi interesami od wymierzonych bezpośrednio w nas. Tych drugich jest chyba trochę mniej.

Rosja stwarza problemy nie tylko nam, lecz także wielu państwom na świecie. Gdyby jej starania o zwiększenie zależności energetycznej UE od Rosji, poprzez monopolizację dostaw gazu nie tylko ze Wschodu, ale i z Południa, zakończyły się sukcesem, UE znalazłaby się naprawdę w trudnej sytuacji. Mimo wszystko problemów międzynarodowych powodowanych przez Rosję z pewnością nie da się rozwiązać jedynie poprzez potępiające ją oświadczenia. Zarówno Litwa, jak i cała UE najzwyczajniej nie mogą odciąć się od Rosji, a jeśli nawet mogą, to tylko słownie. Rosję należy, nie zważając na trudności, jak najmocniej wciągnąć do wspólnoty międzynarodowej i prowadzić z nią dialog. Taką opinię podziela większość najbardziej wpływowych polityków zachodnich, wśród nich również Barack Obama, który stwierdził, że istnieją doskonałe możliwości, by „przeładować” stosunki USA i Rosji. Polityka izolacji w stosunku do Rosji nie może zakończyć się sukcesem.

Zachód nie przestrzegał i nie będzie przestrzegać założenia o izolacji Rosji. W Europie próbowano jednak stosować je w wobec innego sąsiada Litwy – Białorusi. Dziś jednak prawie powszechnie się przyznaje, że polityka izolacji Białorusi była nieskuteczna i przynajmniej UE zaczyna ją zmieniać. Białoruś, choć po długich sporach, została zaproszona do udziału w programie Partnerstwa Wschodniego UE. Może wydawać się to dziwne, ale Litwa, zdecydowanie krytykująca Rosję, przyjęła bardziej umiarkowaną postawę wobec „ostatniego dyktatora Europy” i rządzonego przez niego kraju. Tak zwana „polityka wartości”, która może być elementem polityki zagranicznej, jednak nie może stać jej jedyną podstawą, nie przysłoniła, gdy mówimy o stosunkach Litwy z Białorusią, polityki pragmatycznej, stawiającej na ochronę interesów narodowych. Podtrzymywane przez Litwę stosunki z Białorusią nie były specjalnie ciepłe, ale były lepsze niż większości państw UE. Było to korzystne dla Litwy ze względów zarówno ekonomicznych, jak i politycznych.

Tymczasem w przypadku współpracy z Rosją mieliśmy odwrotną sytuację – relacje z Rosją nie były lepsze, ale gorsze niż wielu państw UE. Dlaczego? Zdaje się, że nie z powodu jakichkolwiek obiektywnych geopolitycznych uwarunkowań, nie z powodu boleśniejszego niż w innych krajach regionu doświadczenia historycznego czy szczególnej agresywności Rosji właśnie wobec Litwy, ale przynajmniej po części z tej racji, że Litwa wybrała nie, powiedzmy, Iran, ale właśnie Rosję i jej politykę (zarówno wewnętrzną, jak i zagraniczną) jako najważniejszy obiekt swojej krytyki. Mówiąc dokładniej, był to wybór części litewskich polityków. Krytykując duże i wpływowe państwo, Litwa stawała się bardziej widzialna. Ze względu na niewielkie terytorium i liczbę ludności, niewielki potencjał gospodarczy, wojskowy czy inny nie jesteśmy najlepiej wyeksponowanym państwem na świecie. Będziemy jednak dostrzeżeni, jeśli będziemy prowadzili politykę aktywną, skierowaną na Wschód, jeśli będziemy wydawali głośne oświadczenia, jeśli będziemy potępiać i oskarżać. Mieliśmy przecież przez kilka lat jasną wizję i misję – stać się liderem regionalnym, demokratyzować ten region oraz zapewnić w nim ochronę praw człowieka. Mieliśmy w nim odgrywać nie mniej znaczącą rolę niż za czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Idea lidera w regionie czy idea centrum była sednem tzw. nowej litewskiej polityki zagranicznej. W 1994 r., po dokonaniu dokładnej oceny sytuacji geopolitycznej kraju, Litwa dość precyzyjnie i rozsądnie określiła priorytety swojej polityki zewnętrznej: członkostwo w NATO oraz UE, a także dobre stosunki z sąsiadami. Jednak w 2004 r. politycy litewscy bez przekonywającego uzasadnienia zdecydowali, że po przystąpieniu Litwy do Paktu Północnoatlantyckiego oraz UE niezbędny jest jej nowy, nie mniej ambitny cel – pozycja lidera w regionie, choć nie istniały przesłanki, by uważać wcześniej zakreślone zadania polityki zagranicznej za całkowicie wykonane. Efektem pośpiesznych, niemal gorączkowych poszukiwań w okresie między dwoma prezydenturami (pomiędzy usunięciem Rolandasa Paksasa i drugim zaprzysiężeniem Valdasa Adamkusa) była tzw. nowa koncepcja litewskiej polityki zagranicznej, którą jako pierwszy ogłosił publicznie pełniący obowiązki prezydenta Arturas Paulauskas.

Poparł ją sejm litewski oraz reprezentowane w nim partie. Ta tak zwana nowa polityka była realizowana od 2004 do połowy 2009 r. Jak już wspomniano, najważniejszym celem owej polityki było zostanie „liderem regionalnym”. Dość napięte stosunki z Rosją były po części właśnie wynikiem uporczywych starań o zajęcie pozycji lidera czy centrum. Wypowiadaliśmy się w imieniu regionu, aktywnie uczestniczyliśmy w rozwiązywaniu jego problemów, staliśmy się jego rzecznikiem i właśnie dlatego wektory naszej i rosyjskiej polityki zagranicznej tak często się przecinały. Zdawało się, iż właściwe odegranie roli lidera czy centrum, którą sami sobie narzuciliśmy, jest ważniejszym celem polityki zagranicznej niż zapewnienie suwerenności państwa, jego bezpieczeństwa i dobrobytu.

Krytycy tej idei nieraz wskazywali, że przede wszystkim nie jest ona wystarczająco klarowna. Granice regionu, którego liderem Litwa chciała się stać, nie były jasno wytyczone. Zdaje się, iż najambitniejsi zwolennicy idei chcieli, by obejmował on Kaukaz Południowy oraz terytorium byłych zachodnich republik ZSRS – od Ukrainy po Estonię. Niektórzy chętnie włączyliby do tego składu również kraje Grupy Wyszehradzkiej. Nie byli jednak w stanie przekonująco wyjaśnić, w jaki sposób mały kraj mógłby stać się liderem czy centrum tak wielkiego regionu. Z całą pewnością Litwa nie jest i nie może zostać potęgą regionalną w takim znaczeniu, w jakim tego pojęcia zazwyczaj używa się w teorii stosunków międzynarodowych, gdzie oznacza ono państwo posiadające duży wpływ na politykę krajów regionu. Litwa najzwyczajniej nie ma znaczących wpływów. W najlepszym wypadku można by o niej mówić jako o centrum inicjatyw regionalnych – kilkakrotnie z powodzeniem odegrała taką rolę. Wileńska dziesiątka przeszła już do historii. Jednakże centrum inicjatyw regionalnych a centrum regionu – to zupełnie dwie różne sprawy. Centrum regionu powinno być centrum przyciągania – począwszy od technologii i inwestycji, a na infrastrukturze i kulturze kończąc. Do statusu centrum przyciągania Litwa z pewnością nie mogła pretendować ze względu na niezbyt korzystne warunki dla biznesu, opustoszałe lotnisko wileńskie i na wpół niezrealizowany program Europejskiej Stolicy Kultury.

Nie będzie mogła do niego pretendować również po kilku, miejmy nadzieję lepszych, latach.

Idea Litwy jako lidera czy centrum regionu jest na wskroś megalomańska. Mimo że miałaby być to idea polityki zagranicznej, w rzeczywistości była stworzona przede wszystkim czy może nawet tylko na potrzeby użytku wewnętrznego. Powtarzano ją niczym magiczne zaklęcie w celu przekonania Litwinów o tym, że ich kraj, mimo poważnych problemów wewnętrznych, jest dzielny, odważny i znaczący. Litwa obwoływała siebie centrum regionu. Wystarczyłoby jednak zapytać, czy przynajmniej jedno z państw „regionu” uważało Litwę za „centrum regionu”, i stałoby się jasne, że idea ta jest tylko mitem.

W dążeniu do osiągnięcia takich czy innych celów praktycznych w polityce mity odgrywają ważną i czasem pożyteczną rolę. Na przykład mity historyczne mogą być z powodzeniem wykorzystywane przy tworzeniu narodów albo państw. Mity jednak mogą również wyrządzać szkody. W często powtarzane mity z czasem zaczynają wierzyć również ich twórcy. Uwierzywszy w nie, nieraz realizują politykę w oparciu o te mity, a nie o narodowe interesy państwa. Polityka, zamiast być pragmatyczną, trzeźwą, umiarkowaną, rozważną, racjonalną i zrównoważoną, również pod względem geograficznym, zaczyna służyć realizacji nieuzasadnionych ambicji, a nie interesów narodowych. Zadajmy proste pytanie: czy dążenie do stania się liderem czy też centrum regionu wypływa z fundamentalnych interesów narodowych Litwy – zapewnienia bezpieczeństwa i dobrobytu państwa? Gdyby przywództwo to było prawdziwe, a nie wyobrażone, być może byłoby możliwe znalezienie argumentów odwołujących się, powiedzmy, do bezpieczeństwa. Może Ukraina będąca w obszarze wpływów litewskich mogłaby się stać wartościową militarną sojuszniczką. Prowadzi ona jednak politykę uwzględniającą w pierwszej kolejności interesy swoje, obecnie może także rosyjskie, ale z całą pewnością nie litewskie. Litwa pomogła Ukrainie w rozwiązaniu jednego kryzysu politycznego w końcu 2004 r., choć inicjatywę, o ile pamiętam, wykazała Polska. Czy zwiększyło to jednak bezpieczeństwo Litwy? Litwa jako państwo członkowskie NATO realnie nie może stworzyć jakiegokolwiek związku polityczno--wojskowego z będącą poza NATO Ukrainą, której taki związek jest przy tym całkowicie niepotrzebny. Członkostwa Ukrainy w NATO, silnie wspieranego przez Litwę, które być może wzmocniłoby litewskie bezpieczeństwo, nie aprobuje nie tylko większość ukraińskich polityków, ale też znaczna część mieszkańców tego kraju. Wątpliwe jest i to, czy w obecnej sytuacji na bezpieczeństwo Litwy duży pozytywny wpływ miałoby przystąpienie do NATO Gruzji, choć jest ono gorąco popierane przez polityków i mieszkańców tego kraju.

Może więc nasze pretensje do przywództwa w regionie służyły dobrobytowi Litwy?

Ukraina przecież mogłaby być doskonałym odbiorcą litewskich towarów i usług. Z całą pewnością mogłaby, jednak na wielkość handlu między Litwą i Ukrainą na pewno nie wpływa to, jak siebie nazywamy – liderem czy też nie. Nie jest on szczególnie duży i wpływają na niego na pewno zupełnie inne czynniki.

Wcześniej wspomniane pretensje można było, oczywiście, powiązać z tzw. polityką wartości i demokratyzacją regionu. Polityka demokratyzacji była przez jakiś czas bardzo modna. George W. Bush dążył do demokratyzacji Bliskiego i Środkowego Wschodu. Czemuż nie mielibyśmy iść za jego przykładem i nie spróbować zdemokratyzować Europy Wschodniej? Demokratyzowanie Bliskiego i Środkowego Wschodu Stanom Zjednoczonym, uwzględniając ich zasoby i starania, przychodziło z trudem i, jak się zdaje, Barack Obama z tych starań zasadniczo zrezygnował. Czy powodzenie Litwy na Białorusi, Ukrainie, w Mołdawii i Kaukazie Południowym mogłoby być większe? Nie sadzę. Jak się mawia, ambicje są, ale brakuje amunicji. Uważam przy tym, że nie tylko eksport rewolucji, ale też eksport demokracji nie jest najlepszą ideą uzasadniającą politykę zagraniczną państwa. Zaczątki demokracji za granicą można oczywiście wspierać, i być może wyjdzie to tam na dobre, przyjrzawszy się jednak sobie krytycznie, musielibyśmy przyznać, że demokracja nie jest najlepszym litewskim towarem eksportowym.

Należy zatem przyznać, że rzekome przywództwo w regionie jest z punktu widzenia litewskich interesów narodowych prawie bez znaczenia. To jest najważniejsze. Ważne jest i to, że usilne starania o stanie się liderem regionu raczej oddalały nas od tej Europy, do której tak aktywnie zdążaliśmy i która wówczas nazywana była zwykle Europą Zachodnią. Wcielając w życie koncepcję lidera regionu, Litwa więcej uwagi poświęcała stosunkom ze wschodnimi sąsiadami, a nie z zachodnimi sojusznikami, w pierwszej kolejności z najważniejszymi członkami UE – Niemcami, Francją, Wielką Brytanią. Przede wszystkim właśnie dlatego relacje z nimi, jak też z państwami skandynawskimi i bałtyckimi, w czasie realizacji tzw. nowej polityki zagranicznej nie polepszały się. Zdolności litewskie do obrony swoich interesów narodowych w UE – najistotniejszej dla niej organizacji, której wsparcie w przypadku kryzysu jest sprawą zasadniczą – pozostały słabe i ulepszania ich nie uważano z jakiegoś powodu za priorytet. Litwie w UE trudno było znaleźć poparcie dla swoich idei i, prawdę mówiąc, niespecjalnie nawet wiedziała, w jaki sposób należy je pozyskiwać. Polityka wschodnia, a zwłaszcza stosunki z Rosją, są dla Litwy szczególnie ważne. Jednak podstawą litewskiej polityki zagranicznej powinna być jej polityka zachodnia.

Z głównych założeń idei tzw. nowej polityki zagranicznej zaczęto rezygnować dopiero w połowie 2009 r. Po dwóch latach od objęcia urzędu prezydenta przez Dalię Grybauskaite w lipcu 2009 r. w litewskiej polityce zagranicznej dokonało się wiele zmian. Nie powinno to szczególnie dziwić, jeśli uwzględnimy fakt, że zgodnie z Konstytucją Republiki Litewskiej to właśnie prezydent formuje i wraz z rządem prowadzi politykę zagraniczną kraju. Trzeba jednak zauważyć, że poprzednicy pani prezydent – od Algirdasa Brazauskasa do Valdasa Adamkusa – rzadko korzystali z tego prawa i zazwyczaj kierowali się rekomendacjami Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Dalia Grybauskaite, mająca w tej (jak i w innych) dziedzinie znacznie większe ambicje, a także ciesząca się wielkim autorytetem oraz poparciem wyborców, nie zamierza w tym zakresie iść w ślady swoich poprzedników. Co prawda trudno jest na razie poddać jej poczynania szczegółowej ocenie – wymaga to trochę dłuższej perspektywy czasowej. Dlatego mówiąc o nich, ograniczę się do kilku uwag.

Po zapoczątkowaniu przez Dalię Grybauskaite bardziej pragmatycznej i umiarkowanej polityki wobec Rosji polepszyły się relacje obu państw, ich przywódcy zaczęli się znów spotykać, choć tych zmian nie nazwałbym przełomowymi. Litwa coraz wyraźniej rezygnuje z megalomańskich dążeń do zostania liderem jakiegoś, niemal mistycznego, regionu, choć jednak zwolenników tzw. nowej polityki zagranicznej, realizowanej w latach 2004 -2009, w litewskim sejmie oraz Ministerstwie Spraw Zagranicznych jest wciąż wielu. Warto tu zauważyć, że coraz bardziej zdecydowane starania Polski o zostanie rzeczywistym przywódcą w regionie, a nie samozwańczy – jak w przypadku Litwy, nie zakończą się chyba dużo większym sukcesem, chociaż polskie możliwości polityczne i zasoby są bez wątpienia większe.

Przez ostatnie dwa lata w prowadzonej przez Litwę polityce zagranicznej większą rolę zaczynają grać państwa Północy. Litewska polityka zagraniczna powoli staje się bardziej proeuropejska i mniej proamerykańska. Mają na to pewien wpływ również zmiany amerykańskiej polityki zagranicznej. Ale stosunki polsko-litewskie uległy, niestety, pogorszeniu. Myślę, że winę za to ponoszą oba kraje.

Twórcy obecnej polityki zagranicznej Polski, w pierwszej kolejności Donald Tusk i Radosław Sikorski, nie darzą Litwy tym romantycznym, wypływającym ze wspólnej historii i kultury sentymentem, który odczuwał, przykładowo, Aleksander Kwaśniewski. Jak wiadomo, Bronisław Komorowski ma korzenie litewskie, jednak jego wpływ na polską politykę zagraniczną (dokładniej na jej wschodni kierunek) jest, jak uważam, słabszy niż Kwaśniewskiego czy innego przyjaciela Litwy – Lecha Kaczyńskiego. Nie mając do Litwy większych sentymentów, Tusk, a zwłaszcza Sikorski, widzą ją jako małego i niewiele znaczącego sąsiada, którego z pewnością nie ma podstaw uważać za partnera strategicznego.

Co gorsza: sąsiad ten jest kapryśny, a czasem wprost zatwardziały w swoich poglądach. Litwini nie chcą pojąć, że są jedynie „młodszymi braćmi”. Młodsi bracia powinni być wiernymi przyjaciółmi, natomiast Litwini zachowują się niekoleżeńsko. Litwie Polska jest potrzebna dużo bardziej niż Polsce Litwa (przede wszystkim ze względu na projekty infrastrukturalne UE), a Litwini nie są nawet w stanie ustąpić w tak błahej sprawie jak pisownia polskich nazwisk w litewskich dokumentach polskimi literami, których nie ma w alfabecie litewskim. O ile mi wiadomo, Litwa jednak prawnie, żadną umową międzynarodową nigdy się do tego nie zobowiązała. Artykuł 14 Traktatu między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Litewską o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy z roku 1994 wskazuje jedynie, że szczegółowe regulacje dotyczące pisowni imion i nazwisk zostaną określone w odrębnej umowie, która dotąd nie została zawarta. Jednak różni litewscy politycy niejednokrotnie składali obietnice polityczne rozwiązania tej kwestii w sposób zgodny z życzeniami Polaków. Nie dotrzymywali ich, niestety. Tę sprawę mógł rozwiązać (w kwietniu 2010 r.) litewski sejm. Pisownię polskich nazwisk polskimi znakami wspierali przywódcy Litwy oraz liderzy większości partii politycznych. Bez wątpienia nie zrozumieli oni jednak, że sprawa ta jest wyjątkowo ważna, nie byli bowiem w stanie przekonać większości parlamentarzystów, kierujących się niezbyt przekonującymi, ale prawnie obowiązującymi wyjaśnieniami Sądu Konstytucyjnego, którzy głosowali przeciwko projektowi ustawy przygotowanemu przez rząd. Uważam, że litewski sejm popełnił błąd. Polska jest ważnym partnerem Litwy, którego nie zastąpią państwa Północy, dlatego błąd ten będzie musiał być wcześniej czy później naprawiony.

Lecz błędy popełnia również strona polska. Polacy oburzają się nawet na to, że w edukacji Polaków mieszkających na Litwie (Litwinów polskiego pochodzenia, jak zwracał się do nich papież Jan Paweł II w czasie swojej wizyty na Litwie) stosujemy te same standardy, które obowiązują w Polsce w edukacji Litwinów (Polaków litewskiego pochodzenia). Polska zbyt często uzależnia swoją politykę wobec Litwy od pozycji tych niewielu Polaków – obywateli litewskich, którzy z Janem Pawłem II się nie zgadzają i nie uważają się za Litwinów polskiego pochodzenia. Prawie dwadzieścia lat temu pisałem w „Znaku” (1992, nr 442, s. 75), że o ile Polska rzeczywiście tak troszczy się o los Polaków w innych krajach (dziwi mnie nieco fakt, że o prawa Polaków na Litwie Polska troszczy się znacznie bardziej niż o prawa Polaków w Niemczech czy w Stanach Zjednoczonych), to może w tej sprawie zdziałać więcej przez polepszanie, a nie pogarszanie stosunków polsko -litewskich. Jako uparty Litwin to zdziwienie odczuwam do dziś.

 

Z języka litewskiego tłumaczyła

Małgorzata Stefanowicz

 

Prof. dr hab. Evaldas NEKRAŠAS, profesor w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wileńskiego, kierownik Katedry Stosunków Międzynarodowych.

 

Pierwodruk:

„Politeja”. Pismo Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, nr 2(16)/2011, pod redakcją Katarzyny Korzeniewskiej, Alvydasa Jokubaitisa, Andrzeja Pukszto

Additional information