Andrius KUBILIUS, Białoruś. Kilka uwag w sprawach międzynarodowych

Białoruś nie przestaje przykuwać naszej uwagi. W kraju tym sytuacja rozwija się dynamicznie: ludzie na ulicach nieustannie bronią zwycięstwa wywalczonego 9 września. Tymczasem Łukaszenko zmienia taktykę, próbując zdławić poszczególne ogniska i ośrodki protestu. Znacznie „grzeczniej” niż poprzednio zatrzymywani są pojedynczy uczestnicy demonstracji, dziennikarze, przywódcy komitetów strajkowych. Dyktator próbuje zastraszać kolejne grupy: studentów, nauczycieli, pracowników strajkujących fabryk, przy tym wszystkim coraz intensywniej poszukując wsparcia z Kremla.

Cała ta samoobrona Łukaszenki (nawet z kałaszem w ręku) nie ma wpływu na zasadnicze zmiany, które już się dokonały na Białorusi: nic nie zmieni faktu, że Łukaszenka 9 września przegrał wybory, i to druzgocąco. On sam wie o tym lepiej niż dobrze, dlatego zwyczajnie obawia się nowych, powtórzonych, przejrzystych wyborów, bo zdaje sobie sprawę, że gdyby się one odbyły i on wziąłby w nich udział, to jego porażka byłaby tym większa.

To właśnie jest istotą kryzysu białoruskiego. Pamiętają o tym białoruscy obywatele i nie wolno o tym zapomnieć także wspólnocie międzynarodowej, która coraz bardziej angażuje się w rozpoznanie „kryzysu białoruskiego”. W różnych społecznościach międzynarodowych, także tych, do których należymy, podnoszone są kwestie z nim związane: sankcji, pomocy pokrzywdzonym i ofiarom, uwolnienia więźniów politycznych, badania przestępstw popełnionych przez białoruski OMON, finansowego wsparcia dla Białorusi.

W całym tym zbiorze mniej i bardziej zasadniczych spraw nie wolno jednak pominąć dwóch: 1) Łukaszenka przegrał wybory; 2) nowe wybory powinny się odbyć jak najszybciej, a nie „w przyszłości”.

Poniżej postaram się przedstawić kilka założeń, których Litwa i jej partnerzy we wspólnych organizacjach międzynarodowych powinni się trzymać. Te właśnie organizacje są w stanie pomóc Białorusinom obronić zwycięstwo, wywalczone w demokratycznej rewolucji. To założenia, które Litwa powinna uwzględniać przede wszystkim działając w strukturach UE i OBWE.

Nie chodzi mi o wskazanie założeń dalekosiężnej strategii, ale raczej takich, które – jak mniemam – będą przez najbliższe miesiące ważne dla społeczności międzynarodowej, Litwy i dla społeczeństwa białoruskiego.

 

Łukaszenka 5 listopada

 

Białoruś obecnie żyje zgodnie z zapisami „Konstytucji łukaszenkowskiej”. Przewiduje ona, że kadencja prezydencka trwa pięć lat. Zatem obecna kadencja Łukaszenki dobiegnie końca 5 listopada bieżącego roku, bo rozpoczęła się 5 listopada 2015 r., gdy złożył on przysięgę. Nie warto się nawet spierać o ważność wyborów z 2015 r., gdyż odwróci to uwagę od kluczowych kwestii. Warto jednak wyraźnie stwierdzić, że obecnie Łukaszenka jest prezydentem, który przegrał wybory, więc w świetle prawa międzynarodowego obecna jego kadencja skończy się definitywnie 5 listopada.

Po tej dacie Białoruś przez jakiś czas może nie mieć prezydenta. Obecna Konstytucja tego kraju w paragrafie 81 taką sytuację określa jako wakat na stanowisku prezydenta („Если должность Президента оказалась вакантной”). Przewiduje ona, że w takim przypadku nadzwyczajne wybory powinny zostać zorganizowane nie wcześniej niż po 30 dniach od powstania takiego „wakatu”, ale nie później niż po upływie 70 dni.

Zatem po 5 listopada Łukaszenka stanie się zwykłym białoruskim obywatelem, którego będzie można tytułować „byłym prezydentem Białorusi”. Jeśli przed 5 listopada spróbuje on sprawić sobie bezprawną i fikcyjną, nową „inaugurację” prezydencką, by po tej dacie pozostać na fotelu prezydenckim, nie będzie to niczym innym, jak bezprawną uzurpacją władzy, która może się dokonać nawet przy użyciu sił wojskowych. Zarówno w perspektywie prawa międzynarodowego, jak i narodowego – białoruskiego należałoby taką sytuację traktować jako wojskowy zamach stanu.

Istotne jest, by na Litwie już teraz przyjęto, że po 5 listopada nie będzie – w sensie prawnomiędzynarodowym – żadnego „prezydenta Łukaszenki”. Będzie tylko albo „były prezydent Łukaszenka” albo „uzurpator Łukaszenka”. Oznacza to, że jakikolwiek dialog czy negocjacje z nim staną się niemożliwe, bo będą albo pozbawione sensu, albo podstaw prawnych. W dodatku pozostawanie przy władzy na Białorusi Łukaszenki jako uzurpatora pociągnie za sobą wiele różnych konsekwencji międzynarodowych (dyplomatycznych, traktatowych, polityczno-ekonomicznych itp.), które zarówno Litwa, jak i społeczność międzynarodowa muszą brać pod uwagę już teraz.

Zgodnie z zapisem w paragrafie 89 Konstytucji Białorusi, premier pełni obowiązki prezydenta tymczasowo (do rozpisania wyborów), jeśli urząd prezydenta wakuje. Po 5 listopada społeczność międzynarodowa i jej poszczególne podmioty będą więc zmuszone prowadzić dialog z białoruskim premierem, by zapewnić przeprowadzenie autentycznie demokratycznych i przejrzystych wyborów w przeciągu 70 dni.

 

Bruksela, Berlin, Waszyngton – a Moskwa

 

„Kryzys białoruski” to kwestia, która wyraźnie dzieli społeczność międzynarodową na dwa obozy: demokracji zachodnich (z Litwą w jego składzie) – które solidaryzują się ze społeczeństwem białoruskim i jego obroną wywalczonego demokratycznie zwycięstwa – oraz obozu Władimira Putina, nieukrywającego nawet swojego poparcia dla reżimu Łukaszenki. Tym samym wsparcie ze strony prezydenta Rosji staje się jedynym czynnikiem, który uzasadnia uparte trwanie Łukaszenki na zajmowanym urzędzie. Tymczasem Putin, jako dyktator, sam ma wiele motywów do popierania Łukaszenki, ale długotrwałe poparcie Putina dla „toksycznego” Łukaszenki z czasem jego samego postawi w pozycji „toksycznego” lidera, bo tak zacznie go postrzegać białoruskie społeczeństwo.

Zarówno dla nas na Litwie, jak i dla przywódców na Zachodzie, a w końcu – dla samych Białorusinów nie jest zaskakujące, że to Putin ma klucz do drzwi wyjściowych dla Łukaszenki. Ten stał się przez 26 lat swego jedynowładztwa wasalem Kremla, zatem nie należy się dziwić, że dzwoni się z europejskich stolic do Moskwy w sprawie „odejścia” Łukaszenki i że to gospodarz Kremla i mocodawca Łukaszenki, a nie sam zainteresowany, jest uważany za partnera do negocjacji. Równie oczywiste jest, że Putin w tych rozmowach próbuje nakreślić własne „czerwone linie” w kwestii geopolitycznej przyszłości Białorusi połukaszenkowskiej. Przykład ukraiński dowodzi, że paradoksalnie Putinowi i jego działaniom od 2014 r. zawdzięczamy konsolidację Ukrainy wokół programu prozachodniego. Powoduje ona, że Kreml nie jest w stanie odzyskać znacznego wpływu na ukraińską politykę.

W tym kontekście obowiązkiem Litwy jest kształtowanie już teraz postawy partnerów zachodnich tak, by uwzględniała ona istotną okoliczność, o której już była mowa: po 5 listopada Łukaszenka będzie albo tylko byłym prezydentem, albo uzurpatorem. W każdym z tych przypadków dialog z nim czy negocjacje, w których on jest stroną, nie będą miał ani sensu, ani oparcia w prawie.

 

Rola OBWE

 

Na Zachodzie zaczyna przeważać przekonanie, że Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie jest najbardziej odpowiednim podmiotem, zdolnym do działania w celu rozwiązania obecnego kryzysu na Białorusi. Jest nim przede wszystkim dlatego, że jej członkami są kraje Wschodu i Zachodu: od Waszyngtonu, Berlina i Wilna po Moskwę i Mińsk. Jest to przy tym jedyną organizacją na kontynencie europejskim, do której należy Białoruś jako państwo. Na ile OBWE jest obecnie gotowa na podjęcie takiego zadania – to zupełnie inna kwestia. Wiadomo jednak, że instytucja powołana przez OBWE do monitorowania wyborów – Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (Office for Democratic Institutions and Human Rights, ODIHR) – wykazała się efektywnością w wykonywaniu swoich zadań.

Nietrudno przewidzieć, że Rosja, która jest członkiem OBWE, będzie próbowała wykorzystać funkcje tej organizacji na korzyść reżimu Łukaszenki i grać na czas. Dlatego kraje Zachodu, w tym Litwa, wraz ze Swiatłaną Cichanouską, która reprezentuje demokratyczne społeczeństwo Białorusi oraz powołaną przez nią Radą Koordynacyjną, powinny wyraźnie wyartykułować postulat: jedynym zadaniem OBWE w rozwiązywaniu kryzysu na Białorusi jest zapewnienie, by w ciągu 70 dni po 5 listopada zostały dobrze zorganizowane nowe, przejrzyste i demokratyczne wybory w tym kraju. ODHIR powinien podjąć się ich organizacji całościowo: od powołania nowych komisji aż po monitorowanie przebiegu głosowania.

Byłoby jednak błędem, gdybyśmy się dali na forum OBWE wciągnąć w jakiś niesprecyzowany czasowo proces negocjacyjny, dotyczący nie wiadomo jakich okresów przejściowych czy procedur przekazania władzy. W ten sposób możemy się bowiem uwikłać w nowy „proces miński”, w którym – jak to było w przypadku agresji przeciwko Ukrainie – Rosja zacznie wysuwać ciągle to nowe warunki, bez podejmowania działań, które leżą wyłącznie po jej stronie.

 

„Nie” dla planu Łukaszenki/Ławrowa: najpierw nowa konstytucja, potem – nowe wybory

 

Jedną z najświeższych kwestii, na którą odpowiedź musi znaleźć przede wszystkim Swiatłana Cichanouska i stworzona przez nią Rada Koordynacyjna, to dookreślenie własnego stosunku do ogłoszonego przez Łukaszenkę, a reklamowanego przez Ławrowa i Putina, planu działania. Według niego Łukaszenka najpierw przygotuje nową konstytucję Białorusi, a dopiero gdy zostanie ona przyjęta, na jej gruncie zostaną rozpisane nowe wybory. Białoruski dyktator nie ukrywa, że taki proces może zająć nawet kilka kolejnych lat. Widać gołym okiem, że Kreml będzie zabiegał o to, by ten plan zyskania na czasie stał się planem promowanym przez OBWE.

Litwa powinna w tej sytuacji jasno określić swoje stanowisko i zadeklarować, że taki plan jest nie do przyjęcia. O nowej konstytucji białoruskiej nie będzie decydował przegrany w wyborach Łukaszenka. W podobnym tonie wypowiedziała się już Rada Koordynacyjna Swiatłany Cichanouskiej: najpierw – bezzwłoczne przeprowadzenie nowych, przejrzystych wyborów, a dopiero potem – ogólnonarodowe referendum, w którym obywatele Białorusi wypowiedzą się, czy chcą wrócić do demokratycznej, obowiązującej przed 1994 rokiem konstytucji.

Te założenia warto głośno i wielokrotnie przedstawiać, by dotarły one do gabinetów przywódców Zachodu, gdyż muszą oni być dobrze przygotowani do negocjacji z Putinem i uniknąć „konstytucyjnych wnyków” zastawianych przez Łukaszenkę czy Ławrowa tylko po to, by zyskać na czasie.

 

Litwa i Unia Europejska: plan Marshalla dla demokratycznej Białorusi

 

Litwa wraz z Polską są uznawane za najbardziej aktywne w UE państwa, wspierające przemiany demokratyczne na Białorusi. W naszym kraju prezydent i minister spraw zagranicznych, a także Andrius Tapinas i zorganizowany przez niego i 5 tys. nieobojętnych Litwinów „Szlak wolności” są żywymi dowodami na to, że Litwa rzeczywiście ma taką pozycję. Oznacza ona jednak nie tylko przejaw uznania dla nas, ale także odpowiedzialność. Ta właśnie odpowiedzialność wymaga nie tylko umiejętności zapewnienia, by na Białorusi utrzymało się przywództwo, które nam odpowiada, ale także zdolność do strategicznego planowania co najmniej na najbliższe lata i przewidywanie najważniejszych wyzwań, przed którymi stanie demokratyczna Białoruś. Ta odpowiedzialność zobowiązuje do podjęcia zarówno w domu, jak i na skalę całej Unii przygotowań, które umożliwią udzielenie nowej Białorusi poważnej i skutecznej pomocy, by mogła tym wyzwaniom podołać.

Miałem już okazję pisać o znaczeniu wyzwań w sferze ekonomicznej, z którymi nowa Białoruś będzie się musiała zmierzyć. Obecnie jest ona całkowicie zależna od Rosji, a zatem – od Kremla. Nie warto powtarzać całej argumentacji i uzasadniać, że w najbliższym czasie najważniejsze będzie wparcie Białorusi i dywersyfikacja jej gospodarki, która przyniesie ograniczenie tej zależności. By udało się to osiągnąć, UE będzie musiała nie tyle przeznaczyć pomoc w wysokości 50 mln euro (o której teraz wiele się mówi), co zaproponować pakiet w wysokości 3,5-4, 0 mld euro. To właśnie rozumiem przez Plan Marshalla dla Demokratycznej Białorusi.

Litwa wspólnie z Polską powinny zainicjować decyzje i działania w UE, by taki plan zaczęto przygotowywać. Przekaz o przygotowaniu planu byłby pomocny już teraz, bo pozwoliłby odeprzeć groźby reżimu Łukaszenki, że nowe wybory i prawdziwa demokracja na Białorusi zaszkodzą krajowej gospodarce. UE bez obaw powinna zarysować wyraźny kontrast: jeżeli Kreml gotów jest wesprzeć reżim Łukaszenki miliardową pożyczką, to UE ma plan wsparcia kilkoma miliardami z „planu Marshalla” gospodarki demokratycznej Białorusi.

Jeżeli Litwa aspiruje do pozycji lidera takiej inicjatywy w UE, to powinna już teraz wesprzeć demokrację na Białorusi nie tylko poprzez udzielenie wsparcia moralnego i azylu politycznego, ale także wyraźnie okazać swoją solidarność poprzez zobowiązania budżetowe. Polska ogłosiła, że udzieli Białorusi pomocy na wsparcie demokracji w wysokości ok. 12 mln euro. Tymczasem z litewskiej strony, jak dotychczas, podobne zobowiązania nie padły.

Trudno wyjaśnić fakt, że rząd litewski, wydając na lewo i prawo sumy z zaciągniętych pożyczek, nie jest w stanie wygospodarować choćby miliona-dwóch milionów euro, by Litwa mogła udzielić demokracji białoruskiej innego wsparcia niż tylko deklaratywne. Jestem przekonany, że Sejm RL poparłby taką propozycję rządu absolutną większością głosów.

 

***

 

Los białoruskiej demokracji waży się teraz na ulicach Mińska i innych miast. Jestem pewien, że zwycięstwo demokracji zostanie obronione. Mój optymizm bierze się nie tylko z wiary w nowy, obywatelski naród białoruski i z oczarowania nim. Wynika on także ze zrozumienia, że zmiany na Białorusi są częścią szerszego procesu historycznego: ciągle jesteśmy świadkami rozpadu imperium sowieckiego/rosyjskiego i jego strefy wpływu. Żyjemy u schyłku epoki przywództwa autorytarnego na obszarze postsowieckim.

Przemiany, które zostały zapoczątkowane na Białorusi, odpowiadają tej tendencji i nie da się ich łatwo zahamować. Można próbować je spowalniać, np. poprzez rozlew krwi i ataki na pokojowych demonstrantów, ale będą to działania tylko połowicznie skuteczne.

Litwa nie może się ograniczyć do roli solidarnego z demokratyczną Białorusią sąsiada, który jest w stanie udzielić tylko doraźnej pomocy. Litwini powinni podjąć rolę najbardziej skutecznych adwokatów sprawy demokratycznej Białorusi i zostać jej lobbystą w społeczności Zachodu. Tam wiedza o dziejących się na obszarze postsowieckim procesach jest czasem niewystarczająca, za to jest nadmiar obaw o to, by nie rozdrażnić „dzikiego” Putina – truciciela własnych oponentów politycznych.

 

Z języka litewskiego przełożyła

Katarzyna Korzeniewska

 

Andrius Kubilius – od 2019 r. eurodeputowany, członek grupy Europejskiej Partii Ludowej. Wcześniej poseł na Sejm Republiki Litewskiej (1992-2019), premier Litwy w latach 1999-2000 i 2008-2012. Członek – od początku jej istnienia – litewskiej partii konserwatywnej, obecnie funkcjonującej pod nazwą Związek Ojczyźniany – Litewska Chadecja, przez wiele lat jej przywódca.

Niniejszy tekst ukazał się na partalu Delfi.lt: https://www.delfi.lt/news/ringas/politics/andrius-kubilius-baltarusija-kelios-tarptautines-pastabos.d?id=85125691. Publikujemy go za zgodą Autora oraz delfi.lt.

Tekst przetłumaczony został w ramach prac Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej w Krakowie (zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej 2019-2021).

Additional information